Search

środa, 27 maja 2015

Porażka


Po dziś dzień nie rozumiem, co takiego zobaczyłam w Armandzie. To nie był typ faceta, którego kobiety rozchwytują, wręcz przeciwnie: uciekają gdzie pieprz rośnie albo i dalej. Przed Armandem uciekał nawet pies sąsiada, biedne stworzenie bez dwu łap. Ludzie dziwnie się czuli w jego towarzystwie, ponieważ... Armando do normalnych nie należał. Wiecznie gadał o śmierci (miał na jej punkcie obsesje), swojej brzydocie (od gadania nie wyprzystojniał, cudów nie ma), wampirach (I lubił gryźć podczas aktu płciowego żeby spijać krew swojej partnerki płynącą z poszarpanej rany). Chyba przez cały nasz związek chodziłam naćpana, nie ma innego wytłumaczenia.


Co do jego brzydoty...Przypomina mi się anegdota, którą usłyszałam jeszcze podczas studiów, na wykładzie o kabarecie artystycznym prowadzonym przez pewną panią profesor stremowaną jak mała dziewczynka przed występem dla przyjaciół rodziców. Anglik mówi do wyjątkowo brzydkiego dziecka: "Twoja matka musiała naprawdę lubić rodzenie". "Dlaczego, proszę pana?" "Bo wydała na świat takie monstrum". Może to nie jest żart najwyższych lotów, ale idealnie wpisuje się w sytuacje Armanda, o którym powiedzieć, iż był brzydkim kaczątkiem to jakby sprawić komplement, na który on kompletnie nie zasłużył.

Teraz jego flaki (Ciekawe, co Freud powiedziałby na moją obsesję flaków na żyrandolu. Pewnie to nieprzezwyciężony kompleks Elektry albo jeszcze innej cholery, swoją drogą bardzo lubię psychoanalizę, to takie wygodne zwalić wszystkie swoje niepowodzenia życiowe na fakt, że zamiast penisa ma się waginę i to determinuje nieumiejętność radzenia sobie w życiu)... Znamy tę śpiewkę.

Jak tak się dłużej zastanawiam nie jestem pewna, czy to była miłość. Chyba zbyt się od siebie różniliśmy, by mówić o jakimkolwiek głębszym uczuciu. Ja jestem spontaniczna, on racjonalista. Ja lubię ludzi, on wolał książki i gry wideo. Ja słucham popu, on heavy metalu. Ja jestem zodiakalnym lwem, on panną (Nawet gwiazdy nie sprzyjały temu związkowi, bowiem, jak powszechnie wiadomo, lwy nie powinny parzyć się z pannami, ponieważ żywioły ognia i ziemi nie są kompatybilne. Kiedyś uznawałam to za bzdurę, dziś już taka pewna nie jestem). Ja żyję, on użyźnia glebę (Użyźnia w sensie metaforycznym, jego ścierwo nadal zaśmieca moje mieszkanie, ups, jaka ja niedelikatna!).

Miłość wydawała mi się kiedyś czymś pięknym i wzniosłym, cudem upiększającym świat. Dziś wiem, że cuda potrafią być niesamowicie okrutne, i z takim przypadkiem miałam do czynienia. Ból, łzy, cierpienie, poczucie beznadziei, rozczarowanie: oto, co miał dla mnie pan Armando o zbyt długim nazwisku. Cierpiałam szalenie kiedy on gasił po kolei wszystkie moje nadzieje:na ślub przed upływem dwóch lat znajomości , na dziecko przed trzydziestymi urodzinami, na życie kury domowej wychowującej dzieci i nie muszącej martwić się o pracę i pieniądze. Jemu życie pomyliło się z salą sądową i był pewien, że same piękne tyrady o miłości załatwią sprawę, że nakarmię się tymi ochłapami i z wdzięcznością pomerdam panu ogonem. Z perspektywy czasu stwierdzam, iż stało się dobrze, że po nie ma na świecie żadnego dowodu mojej pomroczności w postaci małej paskudy potocznie zwanej dzieckiem.

Piękne słowa powiedzą ci wszystko.
Ale nic nie zmienią.

W dodatku zawsze byłam na szarym końcu, za pracą, rodzicami, siostrami, przyjaciółmi, profesorami z jego uniwersytetu, szefem, klientami kancelarii, sędziami, pracownikami aresztu, sąsiadami, sprzedawcą gazet, panią z kawiarni (tą z biustem DD, Armando lubił się ślinić na jej widok), aktorkami porno (szczególnie tymi w typie postarzałych lolitek w białych podkolanówkach i sukienkach rodem z Sailor Moon). I tak wyglądała w praktyce deklaracja: jesteś dla mnie najważniejsza na świecie.

Armando lubił pić. Kiedyś byłam na tyle głupia, iż mu się zwierzyłam, że sama parę razy próbowałam różnych trunków. Później byłam jeszcze głupsza, bo próbowałam wyjaśnić mu, iż alkohol nie załatwia niczego. Było to przy okazji jego zwierzeń, iż 28 lipca roku pamiętnego dziewczyna go zostawiła (mądra bestia, nie to, co ja) a on z rozpaczy najebał się jak świnia. Ja powiedziałam mu, iż dla mnie takie zachowanie jest oznaką słabości. Zaczęliśmy ostrą wymianę zdań. Nagle on popatrzył na mnie z pogardą i stwierdził:
-Przecież ty sama piłaś więc jak śmiesz mnie osądzać? Oczywiście, dla ciebie wszyscy, którzy piją są alkoholikami, tylko ty jesteś taka idealna, kryształowa.
Potem dodał coś, czego nie zrozumiałam, ale z perspektywy czasu mogę przypuszczać, iż było to wyrażenie: "pierdolona suka". Następnie zaczął mnie przepraszać i mówić, że jestem dla niego całym światem, boginią, aniołem, itp. itd.

Aż do kolejnej imprezy u jego kolegów, gdy mocno nadużył trunków zaczął się użalać, iż nie spełniam się jako kochanka, ponieważ nie pozwalam na wszystkie zboczenia, jakie on tylko wymyśli. Czułam się upokorzona gdy ze szczegółami zdradzał kolegom przebieg naszej pierwszej nocy. Opowiadał o mojej nieporadności, wstydzie, o tym, że byłam dziewicą i nigdy wcześniej nawet nie całowałam się z mężczyzną. Miałam wrażenie, że umieram. Spojrzałam na pustą butelkę po tequili, na jego zadowoloną, pijacką twarz i ledwo opanowałam chęć wbicia mu szkła w szyje. Wyszłam stamtąd płacząc. W Zereh rzadko pada deszcz, tym razem jednak lało, jakby świat wtórował memu bólowi, poczuciu bezradności i rozpaczy.
"Nawet kurwa nie wiecie, jaka była ciasna! Ledwo w nią wszedłem". "Nie no kurwa, żartujesz!" "Nie. Naprawdę byłem jej pierwszym. Dobrze dawała się posuwać, skakała jak uczona dziwka!"

Spotkałam ojca Armanda, wracał z zakupów. Bez namysłu uderzyłam go z całej siły w twarz i powiedziałam:
-Dobrze pan wychował swego syna.

0 komentarze:

Prześlij komentarz