Po
dziś dzień nie rozumiem, co takiego zobaczyłam w Armandzie. To nie
był typ faceta, którego kobiety rozchwytują, wręcz przeciwnie:
uciekają gdzie pieprz rośnie albo i dalej. Przed Armandem uciekał
nawet pies sąsiada, biedne stworzenie bez dwu łap. Ludzie dziwnie
się czuli w jego towarzystwie, ponieważ... Armando do normalnych
nie należał. Wiecznie gadał o śmierci (miał na jej punkcie
obsesje), swojej brzydocie (od gadania nie wyprzystojniał, cudów
nie ma), wampirach (I lubił gryźć podczas aktu płciowego żeby
spijać krew swojej partnerki płynącą z poszarpanej rany). Chyba
przez cały nasz związek chodziłam naćpana, nie ma innego
wytłumaczenia.
Co
do jego brzydoty...Przypomina mi się anegdota, którą usłyszałam
jeszcze podczas studiów, na wykładzie o kabarecie artystycznym
prowadzonym przez pewną panią profesor stremowaną jak mała
dziewczynka przed występem dla przyjaciół rodziców. Anglik mówi
do wyjątkowo brzydkiego dziecka: "Twoja matka musiała naprawdę
lubić rodzenie". "Dlaczego, proszę pana?" "Bo
wydała na świat takie monstrum". Może to nie jest żart
najwyższych lotów, ale idealnie wpisuje się w sytuacje Armanda, o
którym powiedzieć, iż był brzydkim kaczątkiem to jakby sprawić
komplement, na który on kompletnie nie zasłużył.
Teraz
jego flaki (Ciekawe, co Freud powiedziałby na moją obsesję flaków
na żyrandolu. Pewnie to nieprzezwyciężony kompleks Elektry albo
jeszcze innej cholery, swoją drogą bardzo lubię psychoanalizę, to
takie wygodne zwalić wszystkie swoje niepowodzenia życiowe na fakt,
że zamiast penisa ma się waginę i to determinuje nieumiejętność
radzenia sobie w życiu)... Znamy tę śpiewkę.
Jak
tak się dłużej zastanawiam nie jestem pewna, czy to była miłość.
Chyba zbyt się od siebie różniliśmy, by mówić o jakimkolwiek
głębszym uczuciu. Ja jestem spontaniczna, on racjonalista. Ja lubię
ludzi, on wolał książki i gry wideo. Ja słucham popu, on heavy
metalu. Ja jestem zodiakalnym lwem, on panną (Nawet gwiazdy nie
sprzyjały temu związkowi, bowiem, jak powszechnie wiadomo, lwy nie
powinny parzyć się z pannami, ponieważ żywioły ognia i ziemi nie
są kompatybilne. Kiedyś uznawałam to za bzdurę, dziś już taka
pewna nie jestem). Ja żyję, on użyźnia glebę (Użyźnia w sensie
metaforycznym, jego ścierwo nadal zaśmieca moje mieszkanie, ups,
jaka ja niedelikatna!).
Miłość
wydawała mi się kiedyś czymś pięknym i wzniosłym, cudem
upiększającym świat. Dziś wiem, że cuda potrafią być
niesamowicie okrutne, i z takim przypadkiem miałam do czynienia.
Ból, łzy, cierpienie, poczucie beznadziei, rozczarowanie: oto, co
miał dla mnie pan Armando o zbyt długim nazwisku. Cierpiałam
szalenie kiedy on gasił po kolei wszystkie moje nadzieje:na ślub
przed upływem dwóch lat znajomości , na dziecko przed
trzydziestymi urodzinami, na życie kury domowej wychowującej dzieci
i nie muszącej martwić się o pracę i pieniądze. Jemu życie
pomyliło się z salą sądową i był pewien, że same piękne
tyrady o miłości załatwią sprawę, że nakarmię się tymi
ochłapami i z wdzięcznością pomerdam panu ogonem. Z perspektywy
czasu stwierdzam, iż stało się dobrze, że po nie ma na świecie
żadnego dowodu mojej pomroczności w postaci małej paskudy
potocznie zwanej dzieckiem.
Piękne
słowa powiedzą ci wszystko.
Ale
nic nie zmienią.
W
dodatku zawsze byłam na szarym końcu, za pracą, rodzicami,
siostrami, przyjaciółmi, profesorami z jego uniwersytetu, szefem,
klientami kancelarii, sędziami, pracownikami aresztu, sąsiadami,
sprzedawcą gazet, panią z kawiarni (tą z biustem DD, Armando lubił
się ślinić na jej widok), aktorkami porno (szczególnie tymi w
typie postarzałych lolitek w białych podkolanówkach i sukienkach rodem z Sailor Moon). I tak wyglądała w praktyce
deklaracja: jesteś dla mnie najważniejsza na świecie.
Armando
lubił pić. Kiedyś byłam na tyle głupia, iż mu się zwierzyłam,
że sama parę razy próbowałam różnych trunków. Później byłam
jeszcze głupsza, bo próbowałam wyjaśnić mu, iż alkohol nie
załatwia niczego. Było to przy okazji jego zwierzeń, iż 28
lipca roku pamiętnego dziewczyna go zostawiła (mądra bestia,
nie to, co ja) a on z rozpaczy najebał się jak świnia. Ja
powiedziałam mu, iż dla mnie takie zachowanie jest oznaką
słabości. Zaczęliśmy ostrą wymianę zdań. Nagle on popatrzył
na mnie z pogardą i stwierdził:
-Przecież
ty sama piłaś więc jak śmiesz mnie osądzać? Oczywiście, dla
ciebie wszyscy, którzy piją są alkoholikami, tylko ty jesteś taka
idealna, kryształowa.
Potem
dodał coś, czego nie zrozumiałam, ale z perspektywy czasu mogę
przypuszczać, iż było to wyrażenie: "pierdolona suka".
Następnie zaczął mnie przepraszać i mówić, że jestem dla niego
całym światem, boginią, aniołem, itp. itd.
Aż
do kolejnej imprezy u jego kolegów, gdy mocno nadużył trunków
zaczął się użalać, iż nie spełniam się jako kochanka,
ponieważ nie pozwalam na wszystkie zboczenia, jakie on tylko
wymyśli. Czułam się upokorzona gdy ze szczegółami zdradzał
kolegom przebieg naszej pierwszej nocy. Opowiadał o mojej
nieporadności, wstydzie, o tym, że byłam dziewicą i nigdy
wcześniej nawet nie całowałam się z mężczyzną. Miałam
wrażenie, że umieram. Spojrzałam na pustą butelkę po tequili, na
jego zadowoloną, pijacką twarz i ledwo opanowałam chęć wbicia mu
szkła w szyje. Wyszłam stamtąd płacząc. W Zereh rzadko pada
deszcz, tym razem jednak lało, jakby świat wtórował memu bólowi,
poczuciu bezradności i rozpaczy.
"Nawet
kurwa nie wiecie, jaka była ciasna! Ledwo w nią wszedłem".
"Nie no kurwa, żartujesz!" "Nie. Naprawdę byłem jej
pierwszym. Dobrze dawała się posuwać, skakała jak uczona dziwka!"
Spotkałam
ojca Armanda, wracał z zakupów. Bez namysłu uderzyłam go z całej
siły w twarz i powiedziałam:
-Dobrze
pan wychował swego syna.
0 komentarze:
Prześlij komentarz